alt
 

Wielkie odliczanie dobiega końca! Już w piątek, o godz. 18.00 w Warszawie meczem Polska – Grecja rozpoczną się mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Tym, którzy nie będą mogli obejrzeć tego spotkania na Stadionie Narodowym pozostają inne możliwości, aby poczuć “atmosferę wielkiego piłkarskiego święta”, jakby to określił Dariusz Szpakowski. U zbiegu ulic Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej powstaje gigantyczna strefa kibica. Ponoć ma pomieścić sto tysięcy ludzi. Mecz można będzie obejrzeć też w kinie tudzież w pubie.

Warszawa na Euro 2012 już skorzystała, bo dzięki niej mamy Stadion Narodowy, czy też połączenie kolejowe lotniska z centrum, a kilka innych inwestycji ruszyło z kopyta. Czy turniej będzie sukcesem organizacyjnym, komercyjnym, wizerunkowym? Zobaczymy. A jakie szanse ma nasza reprezentacja? Czy możemy mieć nadzieję na medal? Poniżej szczegółowa analiza szans naszej kadry na sukces.

 

W dość powszechnej opinii trafiliśmy do łatwej grupy. Niektórzy posuwają się nawet do twierdzenia, że jako gospodarzom wstyd nam byłoby z niej nie awansować. Rzeczywiście trudno zaprzeczyć, że z potencjalnych rywali trafiliśmy na najłatwiejszych. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy faworytem naszej grupy. Wręcz przeciwnie.

Mało kto zwraca uwagę na fakt, że będziemy grać z zespołami, które wygrywały mistrzostwa Europy (Grecja w 2004 r.) lub są spadkobiercami mistrzów Europy (Związek Radziecki wygrał w 1964 r., a Czechosłowacja w 1976 r.). Co więcej na ostatnich trzech mistrzostwach nasi przeciwnicy zdobywali medale (Czechy – brąz w 2000 r., Grecja – złoto w 2004 r., a Rosja – brąz w 2008 r.). Dla porównania nasz bilans w mistrzostwach starego kontynentu jest mizerny. Do turnieju zakwalifikowaliśmy się ledwie raz (w 2008 r.), zdobyliśmy ledwie jeden punkt i zdobyliśmy ledwie jedną bramkę!

Oczywiście można powiedzieć, że to tylko historia. Ale i dzisiaj nasi rywale są zespołami znacznie wyżej notowanymi od nas. W aktualnym rankingu FIFA Rosja zajmuje 13. pozycję na świecie, Grecja jest 15., Czesi są 27. A Polska? Daleko w tyle. Dopiero 62. miejsce. Fakt, rankingi nie grają. Rzut oka na powyższe dane może jednak uzmysławiać, że rzeczywiście nie gramy ze ścisłą światową czołówką, ale jednak zespołami zdecydowanie silniejszymi od nas. Przynajmniej statystycznie.

 

W naszym stuleciu reprezentacja Polski w piłce nożnej trzykrotnie zakwalifikowała się do wielkich piłkarskiego turniejów - mistrzostw świata (w 2002 i 2006 r.) i Europy (2008 r.). Za każdym razem scenariusz był ten sam. Najpierw graliśmy mecz otwarcia, który przegrywaliśmy (odpowiednio z Koreą Południową, Ekwadorem i Niemcami). Potem graliśmy mecz o wszystko - musieliśmy wygrać, ale ani razu nam się to nie udało. Zostawał nam już tylko mecz o honor, bo przed ostatnim spotkaniem w grupie nie mieliśmy już szans na awans.

Czy teraz będzie podobnie?

 


 

Obecnie sytuacja naszej piłkarskiej kadry jest nieco inna niż przed poprzednimi turniejami. Wtedy musieliśmy zakwalikować się do mistrzostw poprzez eliminacje. Za każdym razem zespół budowany przez ówczesnych selekcjonerów swoje apogeum przeżywał właśnie w eliminacjach. Do samych mistrzostw przystępowała, z różnych przyczyn, słabsza reprezentacja. Piłkarze mieli problemy z grą w swoich klubach, przez co byli w słabszej formie. Selekcjonerzy podejmowali dziwne decyzje personalne (Jerzy Engel w 2002 r. zamiast Tomasza Iwana powołał Pawła Sibika, Paweł Janas w 2006 r. nie zabrał na mistrzostwa świata najlepszego strzelca eliminacji Tomasza Frankowskiego i Jerzego Dudka, a Leo Benhaker na mistrzostwa Europy w 2008 r. nie zabrał żadnego środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia). W ostatnich sprawdzianach przed mistrzostwami reprezentacja spisywała się słabo. Atmosfera wokół kadry nie była najlepsza, mimo hurraoptymistycznych zapowiedzi.

Teraz gramy jako gospodarz, co wydatnie zwiększa nasze szanse. Przy powołaniach selekcjonera obyło się bez większych zaskoczeń. Niektórzy domagali się w kadrze bramkarza Artura Boruca i obrońcy Michała Żewłakowa, ale obaj piłkarze zostali skreśleni przez Franciszka Smudę już dawno, z przyczyn nie tylko sportowych. Dariusz Dudka, który ma na swoim koncie najwięcej występów w reprezentacji z obecnych kadrowiczów twierdzi, że nie pamięta aby atmosfera w kadrze była tak dobra. Kapitan reprezentacji Jakub Błaszczykowski jest zaskoczony pozytywnym podejściem dziennikarzy, którzy jego zdaniem wspierają drużynę jak nigdy.

Wydaje się, że reprezentacja zrobiła znaczny postęp i za kadencji Franciszka Smudy Polacy tak dobrze jeszcze nie grali. Wystarczy spojrzeć na statystyki selekcjonera. Smuda drużynę objął pod koniec 2009 r. Rok 2010 zakończył bilansem: 4 zwycięstwa, 6 remisów, 4 porażki, bramki zdobyte - 23, bramki stracone - 24. W roku 2011 było już lepiej - 7 zwycięstw, 4 remisy, 3 porażki, bramki: 15-12. W tym roku odpowiednio: 3-0-1, a w bramkach: 6-0. Od sześciu spotkań Polacy nie przegrali, od pięciu nie stracili bramki (to rekord reprezentacji).

Optymizm można budować przede wszystkim na formie naszych piłkarzy. Wreszcie mamy prawdziwe gwiazdy – piłkarzy klasy światowej. Prawy obrońca Borussia Dortmund i reprezentacji Polski Łukasz Piszczek został umieszczony przez portal "Goal.com" w jedenastce piłkarzy, którzy mają być gwiazdami mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Nic dziwnego, nie ma wśród eurpejskich obrońców nikogo, kto miałby w tym sezonie lepsze statystyki pod względem strzelonych bramek i zaliczonych asyst. Wojciech Szczęsny to jeden z najzdolniejszych bramkarzy w Europie, przebojem wdarł się do bramki czołowego angielskiego klubu Arsenalu Londyn. Po raz pierwszy od ponad 20 lat polski napastnik zdobył więcej niż 20 goli w czołowej lidze europejskiej - w sumie Robert Lewandowski dla Borussi Dortmund zdobył 30 goli we wszystkich rozgrywkach i dodał do tego 12 asyst. Trójka Polaków z Dortmundu (Piszczek, Lewandowski, Błaszczykowski) walnie przyczyniła się do zdobycia przez Borussię mistrzostwa (drugiego z rzędu) i Pucharu Niemiec. Fachowy niemiecki magazyn “Kicker” całą trójkę umieścił w jedenastce sezonu!

Do czwórki naszych gwiazd można dodać kilku innych dobrych graczy z silnych lig europejskich (Obraniak i Perquis z ligi francuskiej, Boenisch i Polanski z Bundesligi, Wasilewski z ligi belgijskiej, Rybus z rosyjskiej). Co ważne, wszyscy poza Boenischem grają regulanie w podstawowych jedenastkach w swoich klubach. Wszyscy są w dobrej formie, a część z nich w życiowej. To istotna różnica w stosunku do poprzednich czempionatów.

Pytanie, czy trener Smuda będzie potrafił w pełni wykorzystać ten potencjał i stworzyć silny zespół. Wątpliwości są. Przede wszystkim obrona, mało zgrana od niedawna występująca w tym zestawieniu. Wasilewski to przede wszystkim prawy obrońca, w reprezentacji gra na środku obrony. Drugim stoperem ma być urodzony we Francji Perquis, który dopiero wraca do zdrowia po poważnej kontuzji. Innym rekonwalescentem jest Sebastian Boenisch. Lewy obrońca ponad rok nie grał w piłkę, a po wyleczeniu kontuzji miał poważne problemy z grą w swoim klubie.

Inny problem to brak szerokiej kadry. Pierwsza jedenastka jest niezła, ale na wielu pozycjach brakuje wartościowych zmienników. Wręcz tragicznie sytuacja wygląda w ataku, gdzie poza Lewandowskim nie mamy żadnego wartościowego napastnika.

Najważniejszy będzie pierwszy mecz z Grecją. Jak zagrają Polacy, którzy jako gospodarz nie brali udziału w eliminacjach i przez ponad 2 lata nie grali o punkty? Czy wytrzymają presję? Czy nie zabraknie im doświadczenia (tylko Niemcy mają młodszą kadrę na Euro 2012)? Grecja to rywal bardzo niewygodny. W eliminacjach nie przegrali żadnego meczu, a mniej bramek stracili tylko Włosi. Nie będą przesadnie atakować, licząc głównie na stałe fragmenty gry. Polacy nie lubią grać w ataku pozycyjnym, prowadzić gry, znacznie łatwiej gra się z kontraataku. Porażka może rozpętać typowe “polskie piekiełko”. Na pewno znacznie skomplikuje nasze szanse na wyjście z grupy. Zwycięstwo to już połowa drogi do awansu. Potem czekają nas mecze z Rosją (12 czerwca) i Czechami (16 czerwca). Wyjście z grupy będzie sukcesem. W ćwierćfinale trafimy najprawdopodobniej na jednego z faworytów całego turnieju – Niemcy albo Holandię. Będziemy mogli zagrać bez psychicznego obciążenia. A wtedy? Kto wie, co może się wydarzyć....

Adam Jastrzębski